Za Ujazdem[1] czarna rola,
Już trzy lata nie orana.
Na téj roli biały kamień,
Krasna panna siedzi na nim.
Przyszedł ku niéj cudzoziemiec:
Krasna panno, daj mi wieniec! —
Jakóżbym ja wieniec dała,
Kiech się ojców nie radziła? —
Otruj brata rodzonego,
Idź do sadu wiśniowego.
Urwij listek z jadu jego,
A zamocz go do śklenicy.
A zamocz go do śklenicy,
A postaw go do piwnicy.
Już braciszek z wojny jedzie:
Siostro moja, pić mi się chce.
Idź ty bracie do piwnicy,
Masz tam piwko we śklenicy. —
A brat pije, z konia leci:
Siostro moja, dbaj na dzieci! —
Jakóżbym ja na nie dbała,
Kiech ja jeszcze nie słyszała? —
Otrułaś brata rodzonego,
Otrułabyś mię samego.
Czarna rola, biały kamień,
Opolanka siedzi na nim.
Siedzi, siedzi, lamentuje,
Białe rączki załamuje.
Przyszedł do niéj cudzoziemiec:
Moja panno, daj mi wieniec!
Jabym ci go chętnie dała,
Gdybym się brata nie bała. —
Otruj, otruj brata swego,
Będziesz miała mnie samego.
Bym wiedziała czém go otruć,
Boże odpuść, czém go otruć? —
Idź do sadu wiśniowego,
Znajdziesz gada zjadliwego.
I usiekaj drobniuteczko,
I ugotuj prędziuteczko.
I wyléj go do śklenicy,
I wynieśże go do piwnicy.
Brat przyjedzie do Wiśnice:
Siostro, siostro, pić mi się chce!