Strona:PL Rogoszówna Zofia Sroczka kaszkę warzyła.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.


PRZEDMOWA.


„Niema zdrowszego pokarmu dla niemowlęcia, jak pokarm z piersi matki wyssany, niema zdrowszej strawy dla budzącej się jego duszy, jak ta, którą mu poda jego własna, rodzona ziemia“.
Tą myślą wiedziona, zaczęłam spisywać i układać gadki ludowe, których pierwszą serję zamknęłam w niniejszym zbiorku. Z całego mnóstwa odmian, spotykanych w różnych stronach Polski, wybrałam te, które wydawały mi się najlepiej dostosowane do umysłu małego dziecka. Zachowałam je przytem w całej ich oryginalnej prostocie. Gadki te mówione, lub śpiewane, były już prawdopodobnie radością lat niemowlęcych Jana z Czarnolasu, Brodzińskiego i Mickiewicza, a rozbrzmiewają po dziś dzień wszędzie, gdzie rozlega się dźwięk polskiej mowy — na Kujawach, Mazowszu i Śląsku, na Podhalu, Kaszubach i w Ziemi Krakowskiej, w pałacu, dworze i chacie wieśniaczej, w izdebce robotnika i suterynie miejskiej, wszędzie gdzie polska matka czy piastunka pochyla się nad dzieciątkiem, by utulić je w płaczu, lub pobudzić do figlów i śmiechu przez pokazywanie mu na paluszkach jak: „Sroczka kaszkę warzyła“, lub jak: „lezie rak, nieborak“.
Skoro zatem powstały na polskiej ziemi, skoro zrodziła je miłość dla dziecka, a humor ich, wdzięk i naiwna prostota przemawiają tak samo do duszy dzisiejszego dziecka, jak do dzieci dawnych czasów, pragnęłabym, by dotarły do każdego polskiego domu i wyrugowały zeń niezliczone wydawnictwa dla dzieci, któremi cudzoziemcy zalewają nas od dziesiątek lat.

Kraków 1918.

Zofja Rogoszówna.