Ta strona została przepisana.
mi łzami; może pojmiesz wtedy, na czem zbudowałeś swą bezczelność... Jeżeli jednak zechcesz przykładać się usilnie, aby postępować jak należy, poważać i czcić ojca swego, pomogę ci, jak i innym braciom, a niezadługo kupię ci dobry sklep. Ale gdy tak sprawować się nie będziesz, wówczas przyjadę i urządzę w ten sposób twe interesy, że pojmiesz wtedy, kim jesteś i dowiesz się najdokładniej, co posiadasz na świecie... Nie piszę nic więcej! Gdzie słów mi braknie, tam dopełnię czynami.
Michał Anioł w Rzymie.
Jeszcze kilka słów. Od lat dwunastu wiodę życie nędzne, tłukąc się po całych Włoszech. znoszę wszelkie upokorzenia i udręki, wyniszczam ciało w utrudzeniach wszelakich, narażam się na tysiące niebezpieczeństw, — wyłącznie na to, aby pomóc rodzinie mojej. I oto teraz, gdy dźwignąłem już nieco ród mój, ty zabawiasz się tem, by w jedną godzinę zniszczyć to, co ja budowałem w ciągu lat tylu i z takim mozołem!... Chryste Panie! To stać się nie może! Jestem człowiekiem, który w potrzebie roztarga na strzępy dziesięć tysięcy takich, jak ty. — Więc postępuj, jak należy i nie doprowadzaj do ostateczności kogoś, który ma całkiem inne namiętności, niźli ty!...“[1]
Z kolei napastuje go Gismondo.
„Żyję tu, — odpisuje mu Michał Anioł, — w utrapieniach i wielkiem przemęczeniu ciała. Nie mam żadnego zgoła przyjaciela i nie chcę mieć żadnego... Nie tak dawno temu brakło mi środków na to, aby zjeść wedle potrzeby. Przestańcie mnie zadręczać, bo ani uncji więcej tego ciężaru nie wytrzymam już na sobie“.[2]
Na koniec trzeci brat, Buonarroto, urzędnik w domu handlowym Strozzich, po licznych zasiłkach, otrzymanych od Michała Anioła, naprzykrza się znów bezwstydnemi