Ta strona została przepisana.
66
niem, żem Go przepędził; gdyż na dobrem imieniu zależy mi bardziej, niż Ojciec przypuszcza: a jestem przecie, mimo wszystko, synem Twoim!“
Tyle miłości i upokorzenia zdołało zaledwie na chwilę rozbroić zgorzkniałego starca. Niebawem oskarżył syna swego, że go okradł. Michał Anioł, doprowadzony do ostateczności, pisał doń[1]:
„Nie wiem już, dalibóg, czego Ojciec ode mnie chce. Jeśli ciąży Ci to, że żyję, obrałeś środek skuteczny, aby mnie się pozbyć, i rychło wejść w posiadanie tego klucza od skarbca, który ukrywam jakoby przed wami. I uczynisz słusznie: każdy bowiem we Florencji wie, że Ojciec był człowiekiem niezmiernie bogatym, żem Go nieustannie okradał i że zasługiwałem na takie pokaranie: będą Cię głośno chwalić!... Niech więc Ojciec rozpowiada i wykrzykuje wszystko, co Mu się żywnie podoba, tylko proszę już do mnie więcej nie pisać, bo to nie daje mi myśli zebrać do pracy!... To postępowanie zmusza mnie do przypomnienia tego wszystkiego, co ojciec otrzymał ode mnie w ciągu lat dwudziestu pięciu. Nie chciałem tego powiedzieć, ale koniec końców jestem zmuszony to rzec!... Niech się Ojciec ma na baczności. Umiera się tylko raz i nie powraca się już potem, aby naprawić nieprawości popełnione. Ojciec czekał na popełnienie swoich, aż do przedednia śmierci nieomal. Niech Bóg Cię strzeże!
Taką to pomoc w pracy znajdywał śród najbliższych.
„Cierpliwości! — wzdychał w liście do pewnego przyjaciela. — Niechże Bóg do tego nie dopuści, aby to, co jemu jest miłe, zaczęło mnie być niemiłe“[2].
Wśród tych zgryzot Michała Anioła praca jego nad kaplicą nie posuwała się naprzód. Gdy nastały wydarzenia