69
Bracia jego drwili z tych obaw jego, traktując go jak warjata[2].
„Nie drwij ze mnie, — odpowiadał Michał Anioł smutnie, — nie należy drwić z nikogo“[3].
Nieustanna lękliwość tego wielkiego człowieka nie uspasabia istotnie do śmiechu. Należało litować się raczej nad nieszczęsnemi nerwami jego, czyniącemi go igraszką trwóg własnych, z któremi szamotał się daremnie, nie mogąc ich opanować. Tem większą jest jego zasługa, że potrafił opanować w sobie te napady uczuć upokarzających, przemóc chore myśli i ciało, i narażać je na te niebezpieczeństwa, przed któremi w pierwszym odruchu, chciał był uciekać. Poza tem miał on więcej powodów do obawy, niźli wszyscy inni, przewyższał ich bowiem rozumem: jego pesymizm przewidywał aż nadto jasno wszystkie nieszczęścia Włoch. — Że dał się jednak wciągnąć do rewolucji florenckiej, przy całej nieśmiałości usposobienia, świadczy to o jego rozpaczliwem podówczas podnieceniu, w którem ujawniło się samo dno duszy.
Ta dusza, tak lękliwie w sobie zamknięta, była żarliwie republikańską. Mówią o tem te płomienne słowa, jakie wyrywały mu się z ust w kole zaufanych lub w chwilach gorączkowego podniecenia. — nadewszystko zaś późniejsze rozmowy[4] jego z przyjaciółmi, (z Luigim del Riccio, Antoniem Petreo i Denatem Giannottim[5]),
- ↑ List M. A. do Buonarrota. (Wrzesień 1512 r.).
- ↑ „Nie jestem szaleńcem, za jakiego mnie macie“. (M. A. do Buonarrota, we wrześniu 1515 r.).
- ↑ M. A. do Buonarrota. (Wrzesień i październik 1512 r.).
- ↑ W roku 1545.
- ↑ Dla tegoż Donata Giannotti’ego wyrzeźbił M. A. popiersie Brutusa. Na kilka lat przed tym dialogiem, w r. 1536, został Aleksander Medyceusz zamordowany przez Lorenzina, którego sławiono, jak drugiego Brutusa.