Strona:PL Rolland - Żywot Michała Anioła.djvu/177

Ta strona została przepisana.



Ukończywszy dzieje tego tragicznego żywota, odczuwam udrękę pewnego skropułu. Zapytuję siebie, czy pragnąc dać towarzyszy niedoli ku podtrzymaniu na duchu tych, którzy cierpią, nie sprawiłem jedynie tego, żem dorzucił ból jednych do boleści drugich. Czy nie należałoby mi raczej, wzorem tylu innych, przedstawić wyłącznie bohaterstwo bohaterów, rzucając zasłonę na otchłań ich smutku!
— A jednak, nie! Prawda przedewszystkiem! Nie obiecałem swym przyjaciołom szczęścia kosztem kłamstwa, szczęścia, mimo wszystko i za wszelką cenę. Obiecałem im prawdę, chociażby za cenę szczęścia, prawdę męską, która rzeźbi dusze wieczne. Jej tchnienie jest surowe, lecz czyste: obmyjmyż w niej nasze serca małokrwiste.
Wielkie dusze są, jak wysokie szczyty. Wiatr je smaga, osłaniają chmury: oddycha się jednak na tych wyżynach głębiej i mocniej, niźli gdziekolwiek. Powietrze ma na nich tę czystość, która omywa serce z jego zmaz; a gdy się chmury rozstąpią, jest się wówczas wzniesionym ponad rodzaj ludzki.
Taką była ta góra olbrzymia, która wznosiła się we Włoszech renesansowych, a której zarys, profilem człowieczej męki, gubi się w oddali nieba.
Nie utrzymuję bynajmniej, aby ludzie przeciętni zdo-