Strona:PL Rolland - Beethoven.djvu/132

Ta strona została przepisana.

ce i nad dzielenie się nią z ludźmi. — Nie sądź, abym mógł być szczęśliwy u was. Któż dać mi może szczęście? Ciężyłaby mi nawet troskliwość wasza; każdej chwili wyczytywałbym z twarzy waszych współczucie i czułbym się jeszcze bardziej nędznym. — Cóż mnie ciągnęło ku pięknym stronom ziemi mojej ojczystej? Ciągnęła mnie nadzieja lepszego bytu; i byłbym go zdobył, gdyby nie ta choroba! O, gdybym wolnym był od tego cierpienia, cały świat objąłbym uściskiem! Młodość moja zaczyna się dopiero, czuję to; czyż nie zawsze byłem cierpiący? Od niejakiego czasu siła moja fizyczna rośnie narówni z mocą intelektualną. Każdy dzień zbliża mnie coraz bardziej do celu, który przeczuwam, choć określić go nie potrafię. Wśród takich tylko myśli żyć może twój Beethoven. Precz ze spoczynkiem! — Nad sen nie znam innego spoczynku; i zagnębiam się, zmuszony będąc poświęcić mu więcej niż dawniej czasu. Niechby się tylko cierpienie moje zmniejszyło o połowę, przybywam do was, jako człowiek bardziej sobą wła-