Ta strona została przepisana.
cił matkę, którą ubóstwiał. „Tak była mi oddana, tak warta miłości — przyjaciółka moja najlepsza! O, któż był szczęśliwszym odemnie wtedy, gdy mogłem wymawiać to słodkie imię matki i gdy słyszała, że je wymawiam[1]. Umarła na gruźlicę i oto chwyciło się Beethovena przywidzenie, że tknięty jest tą samą chorobą; już wtedy cierpiał bezustannie, do cierpienia zaś przyłączyła się okrutniejsza jeszcze od niego melancholja[2]. W siedemnastym roku życia był głową rodziny; spoczął na nim obowiązek wychowania dwóch braci, dźwignąć musiał wstyd zażądania dymisji dla ojca-pijaka, któremu niepodobna było powierzyć steru domu. By ojciec pensji nie trwonił, wypłacano ją synowi. Zgryzoty te pozostawiły w nim ślad głęboki.