żadną słabostkę“. Taki człowiek musiał być ofiarą miłości. Był nią. Raz po razie kochał się do szaleństwa, raz po razie śnił o szczęściu, raz po razie uderzał go w serce zawód, najsroższe pozostawiając cierpienia. W tej kolejności kochania i dumnego buntu szukać należy źródła najobfitszego natchnień Beethovena aż do chwili, w której czas pohamuje rozpęd jego natury i wwiedzie ją w melancholji pełną rezygnację.
W r. 1801 przedmiotem jego miłości była, zdaje się, Giulietta Guicciardi, którą unieśmiertelnił, przypisując jej Sonatę tak zw. Księżycową (op. 27, 1802). „Życie moje ukształtowało się znowu trochę przyjemniej, — pisze do Wegelera — i więcej też chodzę pomiędzy ludzi... Zmiany tej dokonała droga, czarująca dziewczyna; kocha mnie i ja ją kocham. Są to od dwóch lat pierwsze chwile szczęśliwe...“[1]. Ciężko je opłacił. W miłości tej odczuł bardziej
- ↑ Do Wegelera, 16-go listopada 1801. (Nohl XVIII).