Strona:PL Rolland - Beethoven.djvu/36

Ta strona została przepisana.

stał głęboki ton prawdziwej radości. Kiedyż, ach kiedyż, o Boże, odczuję ją jeszcze?.. Nigdy? — O, byłoby to zbyt okrutne!“

Jest to jakby skarga umierającego; a jednak Beethoven żyć będzie jeszcze lat dwadzieścia pięć. Potężna jego natura nie mogła paść pod obuchem losu. „Wraz z siłą duchową wzrastają więcej niż kiedykolwiek siły moje fizyczne... Tak, czuję to, stoję u początku młodości. Każdy dzień zbliża mnie do celu mego. Widzę go, a nie potrafię go określić... O, gdyby odpadło odemnie to cierpienie, świat objąłbym w uścisku! Nie znałbym, co to jest spoczynek! I dziś, prócz snu, nie znam wypoczynku; na nieszczęście więcej, niż dawniej, poświęcać mu muszę czasu. Gdybym choć w połowie uwolnić się mógł od choroby: a wtedy... Nie, nie poddam się. Chwycę się z losem za bary. Nigdy nie pokona mnie całkowicie. — O, jakże pięknie jest żyć życiem postokrotnym!“[1].

  1. Do Wegelera (Nohl, XVIII).