Strona:PL Rolland - Beethoven.djvu/58

Ta strona została przepisana.

dzinę cesarką. Widzieliśmy ją już zdaleka. Goethe puścił moje ramię i ustawił się na kraju drogi. Wszystko, co mu mówiłem, by skłonić go do porzucenia tej pozycji, okazało się daremne. Stał i nie ruszał się z miejsca. Wtedy nasunąłem kapelusz na czoło, zapiąłem surdut, i, założywszy ręce w tył, począłem wdzierać się w grupy najgęstsze. Książęta i dworacy utworzyli przedemną szpaler; arcyksiąże Rudolf odkrył przedemną głowę, ukłoniła mi się pierwsza cesarzowa. — Znają mnie możni. — Ku uciesze mojej widziałem potym, jak processja ta przedefilowała przed Goethem. Stał na skraju drogi, złożony we dwoje, z kapeluszem w ręce. Zmyłem mu później głowę, nic nie darowałem...“[1] Goethe ze swej strony nic nie zapomniał[2].

  1. Do Bettiny v. Arnim (Nohl, XCI).
  2. . „Beethoven — mówił Goethe do Zeltera, jest niestety indywidualnością zupełnie nieokiełznaną; zapewne, nie myli się, uważając, że świat jest wstrętny; lecz nie przy pomocy takiego zachowania się uczyni go przyjemniej-