twórczym biegł przez pola, gnany szałem demonicznym, niby król Lear pośród burzy. Po radości bojowej rozbrzmiewa ekstaza religijna; po niej — święta orgja, delirjum miłości. Cała ludzkość, drżąc, wyciąga ramiona ku niebu, woła głosem potężnym, rzuca się na spotkanie Radości i w uścisku tuli ją do serca.
Dzieło Tytana pokonało przeciętność ludzką. Na chwilę zachwiało pustotę Wiednia. Wiedeń słuchał tylko Rossiniego, tylko oper włoskich. Upokorzony i zasmucony Beethoven wybierał się do Londynu, tam zamyślał przedstawić Symfonję Dziewiątą. I poraz wtóry, jak w roku 1809, kilku wielbicieli zaniosło do niego prośbę, aby nie opuszczał ojczyzny. „Wiemy — mówili — żeście napisali nowy utwór kościelny[1], w którym daliście wyraz uczuciom waszej głębokiej wiary. Jest w nim jaśnienie tej nadprzyrodzonej światłości, która przenika
- ↑ Msza w D-moll, op. 123.