Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/044

Ta strona została skorygowana.

wojny, niewolniczo uległych i spodlonych. Ale jednego nie przewidzieli organizatorowie szału germańskiego, mianowicie, że tak jak cholera, którą przynoszą z sobą armje walczące, tak i szał ten przeniesie się na obóz przeciwny, a gdy raz się usadowi w krajach nieprzyjacielskich, nie ustąpi pierwej, zanim nie zarazi całej Europy i nie uczyni jej niezamieszkalną na długie wieki. Niemcy dawali przykład wszystkich szaleństw, wszystkich gwałtów tej okrutnej wojny. Duże ich cielska, bardziej mięsiste, lepiej odżywiane, dawały szersze pole epidemji; to też była ona piorunująca. A gdy choroba ta poczęła u nich słabnąć, przesiąknęła już do innych narodów, w postaci gorączki powolnej a uporczywej, która, z jednego tygodnia na drugi, wżarła się aż do kości.
Na chorobliwe niedorzeczności myślicieli niemieckich były natychmiastową odpowiedzią przesadne wybryki mówców z Paryża i skądinąd. Byli to istni bohaterowie Homera. Ale nie bili się wcale. Za to tem głośniej krzyczeli. Znieważano nietylko przeciwnika, znieważano także jego ojca, jego dziadków, całą jego rodzinę. Posunięto się jeszcze dalej, targnięto się na jego przeszłość. Najniższy z członków akademji pracował zawzięcie, aby zniesławiać wielkich ludzi, którzy śpią w cichej mogile.
Clerambault słuchał, słuchał chciwie, pochłaniał... Był wszakże jednym z nielicznych poetów francuskich, którzy utrzymywali przed wojną stosunki europejskie i których dzieła znalazły sympatję w Niemczech. Prawdę mówiąc, nie władał żadnym obcym językiem, jako dobre stare dziecko Francji pieszczone, które nie zadaje sobie trudu, by odwiedzać innych, pewne, że inni przybędą do niego w odwiedziny. Przynajmniej przyjmował gości uprzejmie, dusza jego była wolna od uprzedzeń narodowościo-