ne i wielkie o żyłach nabrzmiałych. Rumieniła się byle co. Wdzięk młodości widniał na jej czole i podbródku. Oczy jej pytały, marzyły, mówiły mało.
Ojciec miał dla niej szczególną miłość, jak matka dla syna; zachodziło między nimi powinowactwo dusz. Nie myśląc wcale o tem, Clerambault od dzieciństwa zagarnął swą córkę, otaczał ją swem przywiązaniem, które ją całą pochłaniało. On to po części kierował jej wykształceniem. Z naiwnością nieniekiedy nieco rażącą artysty, uczynił z niej powiernicę swego życia wewnętrznego. Przywiodło go do tego jego ja, przelewające się życiem wezbranem i słabe echo, jakie znajdował w swej żonie. Ta poczciwa kobieta, która była, jak to powiadają, u jego nóg, pozostała tam na zawsze; potakiwała wszystkiemu, co powiedział, podziwiała go pełna ufności, ale nie rozumiała go i nawet nie spostrzegała tego; albowiem rzeczą najważniejszą nie były dla niej myśli jej męża, ale jego osoba, jego zdrowie, jego zadowolenie, wygody, pożywienie, ubranie. Zacny Clerambault, pełen wdzięczności, nie osądzał swej żony, tak samo jak Rozyna nie osądzała swej matki. Ale oboje wiedzieli instynktownie, czego się mają trzymać i tajny węzeł zbliżał ich jedno do drugiego. I Clerambault nie zauważył nawet tego, że uczynił z córki swą prawdziwą żonę dla duszy i serca. Zaczynał się tego domyślać dopiero w ostatnich czasach, kiedy zdawało się, że wojna zrywa milczącą zgodę, jaka panowała między nimi i kiedy mu nagle zabrakło przyzwolenia Rozyny, do którego był przyzwyczajony. Rozyna o wiele prędzej przed nim znała prawdziwy stan rzeczy. Nie chciała badać jego tajemnicy. Wszak można wiedzieć sercem, chociaż rozum nie ma wiadomości.
O dziwne i wspaniałe tajniki miłości, która
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/074
Ta strona została przepisana.