się na nogi, potykając się. Co znajdzie zewnątrz? Mniejsza o to! Trzeba zobaczyć...
Ujrzał z początku, z obrzydzeniem w sercu, czemuby nigdy nie chciał wierzyć, jak to plugawe runo wżarło się głęboko w jego ciało. Poczuł w niem, gdyby stęchliznę odległą zwierzęcia pierwotnego, dzikie nieprzyznane instynkty wojny, morderstw, przelanej krwi, ciała drgającego, które szczęki rozrywają na drobne kawałki. Siła żywiołowa śmierci dla życia. W głębi duszy ludzkiej rzeźnia w otchłani, którą cywilizacja, zamiast zasypać, osłania mgłą swoich kłamstw i nad którą unoszą się wstrętne wyziewy jatek... Ten cuchnący powiew ocucił do reszty Clerambaulta. Zdarł ze wstrętem skórę zwierzęcią, którego był łupem.
Ach, jaka była ciężka! Jest równocześnie gorąca, gruba, piękna, cuchnąca i skrwawiona. Składa się z najniższych instynktów i z najwznioślejszych złudzeń. Kochać, oddać się wszystkim, poświęcać się za wszystkich, być tylko jednem ciałem i jedną duszą, jedną żyjącą Ojczyzną. Ale czemże jest właściwie ta Ojczyzna, to jedyne życie, któremu się poświęca nietylko swoje własne życie i wszystkie życia, ale także swoje sumienie i wszystkie sumienia? I czemże jest ta ślepa miłość, której drugie oblicze janusowe o wyłupionych oczach zieje ślepą nienawiścią?...
„...Odebrano w niewłaściwy sposób nazwę rozumu miłości“, powiada Pascal „i przeciwstawiono je sobie bezpostawnie, gdyż miłość i rozum jest jednem i tem samem. Jest to nagły zwrot myśli, które się kierują w jedną stronę, nie badając dokładnie wszystkiego, ale jest to zawsze rozum...“
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/080
Ta strona została przepisana.