Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/081

Ta strona została przepisana.

A więc badajmy wszystko! Ale czyż nieprawda, że za miłość właśnie dla wielu ludzi jest tylko obawa badania wszystkiego, tak jak dziecko które, aby nie widzieć cienia na ścianie, ukrywa głowę pod prześcieradłem?...
Ojczyzna? Świątynia hinduska: ludzie, potwory, bogowie. Czemże jest? Ziemią macierzyńską? Cała ziemia jest matką nas wszystkich. Rodzina? Jest tu i tam, u wrogów, jak i u nas i pragnie jedynie pokoju. Biedni, robotnicy, ludy? Są po obu stronach, jednakowo nieszczęśliwi, jednakowo wyzyskiwani Ludzie myślący? Mają wspólne pole, a co się tyczy ich próżności i ich współzawodnictwa, wady te są jednakowo śmieszne na Wschodzie, jak na Zachodzie; świat nie staje do walki z powodu sporów śmiesznych figur z komedyj. Państwo? Państwo nie jest Ojczyzną. Tylko ci wywołują to zamieszanie pojęć, którzy mają z tego korzyści. Państwo jest naszą siłą, której używa i nadużywa kilka osób; są to ludzie, jak my, nie lepsi od nas, często gorsi, którym nie dajemy się oszukiwać, których w czasie pokoju osądzamy swobodnie. Ale gdy wojna wybuchnie, daje im się wolność działania; mogą się odwoływać do najniższych instynktów ludzkich, mogą dławić wszelką kontrolę, zabijać wszelką wolność, prawdę, ludzkość; oni są panami, trzeba stawać w szeregach, aby bronić honoru i błędów tych bezwstydnych intrygantów, tych lokai, którzy przywdziali ubranie panów. Powiadają, że jesteśmy jedni i solidarni? Straszliwe kojarzenie słów. Jesteśmy nimi bezwątpienia, to fakt znany. Ale aby nas łączył obowiązek dzielić ich niesprawiedliwość i ich zbrodnie, — temu zaprzeczam stanowczo!...
Nie mam wcale zamiaru źle się wyrażać o solidarności. Nikt (tak duma Clerambault) nie cieszył się nią namiętniej odemnie i nie wysławiał bardziej