Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/091

Ta strona została przepisana.

starym psem ślepego, otoczonym ujadającymi kundysami i musi przeto, jak one, szczekać na przechodniów...
Clerambault rozstał się z nim, bez urazy, ale z uczuciem głębokiej litości w sercu.


II.

Przez kilka dni znów nie wychodził z domu. To pierwsze zetknięcie się ze światem zewnętrznym wywarło na nim wrażenie przygnębiające. Przyjaciel, w którym spodziewał się znaleźć przewodnika, zawiódł go boleśnie. Był silnie wzburzony. Clerambault był człowiekiem słabego charakteru, nieprzyzwyczajonym, by kierować sam sobą. Ten poeta, jakkolwiek tak szczery, nie znajdował się dotychczas nigdy w takiem położeniu, aby musiał myśleć bez pomocy innych ludzi; dotychczas dawał się unosić ich myślom, przyjmował je, był ich głosem natchnionym i egzaltowanym. — Zmiana nastąpiła gwałtownie. Pomimo owej nocy przełomowej, znów go ogarnęły dawne wahania; natura człowieka nie może się odrazu zmienić, zwłaszcza gdy ktoś przekroczył pięćdziesiątkę, chociażby umysł jego pozostał jak najbardziej giętki. A światło, jakie przynosi z sobą objawienie, nie pozostaje zawsze jednakowe, jak kaskada światła słonecznego na tle pogodnego nieba letniego. Jest raczej podobne do światła elektrycznego, które chwilowo się przyćmiewa i które gaśnie kilkakrotnie, zanim się prąd nie ureguluje. W tych niejednostajnych przerwach, cień wydaje si jeszcze bardziej ciemny, a dusza w jeszcze większej niepewności pogrążona. — Clerambault nie mógł się zdecydować, aby się obejść bez pomocy innych.
Postanowił odwiedzić kolejno swych przyjaciół.