Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/096

Ta strona została przepisana.

swych myśli, ma w sobie coś potwornego. Równowaga życiowa jest zniszczona. Jest to biurokracja umysłowa, która się uważa za znacznie wyższą od zwykłego robotnika. Niewątpliwie, jest użyteczna... Któż chciałby temu zaprzeczyć? Gromadzi i składa myśli w swoich przegródkach; sporządza z nich różne konstrukcje. Ale jak rzadko przychodzi jej na myśl sprawdzać materiały, których używa do swego dzieła i odnawiać treść myśli! Pozostaje chełpliwą strażniczką skarbca, którego zawartość straciła wartość obiegowa.
Gdyby przynajmniej ten błąd nie był szkodliwy! Ale myśli, których się nie porównuje ustawicznie z rzeczywistością, te, które się nie kąpią co chwila w fali doświadczenia, nabierają, schnąc, własności trucizny. Rozpościerają ponad nowem życiem swój ciężki cień, który sprawia noc, który wywołuje gorączkę.
Niedorzeczne nadużywanie słów abstrakcyjnych! I na cóż przyda się zrzucać królów z tronu, jakiem prawem można wyszydzać tych, którzy giną za swoich panów, jeżeli się zastępuje tych władców istotami tyrańskiemi, które się ubiera w ich szych świecący? Lepszy jeszcze jest monarcha z ciałem i kośćmi, którego się widzi, którego można ująć i usunąć. A te pojęcia abstrakcyjne, ci niewidzialni despoci, których nikt nie znał i nigdy nie pozna!... Albowiem mamy do czynienia jedynie z wielkimi eunuchami, z kapłanami „ukrytego krokodyla“ (jak ich nazywał Taine), z intrygującymi sługami, którzy każą przemawiać bożyszczu. O, gdyby zasłona się podarła i gdybyśmy poznali zwierzę, które się w nas ukrywa! Byłoby mniej niebezpieczeństwa dla człowieka być otwarcie zwierzęciem, aniżeli okrywać swoją brutalność idealizmem obłudnym i chorobli-