Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/099

Ta strona została przepisana.

truciznę tem straszliwszą, że jest rozsypana po masach w fałszywych lekarstwach... Człowieku, wytrzeźwiej! Spojrzyj dokoła siebie! Zmień pojęcia, uwolnij się od twych własnych myśli! Naucz się panować nad twoją Gigantomachją, nad temi wściekłemi widmami, które się między sobą szarpią... Ojczyzna, Prawo, Wolność, Wielkie Bóstwa, my was pozbawimy przedewszystkiem waszych wielkich liter. Zstępujcie z Olimpu do żłobu, przybywajcie bez ozdób, bez broni, bogate jedynie swoją własną pięknością i naszą miłością!... Nie znam żadnych bóstw Sprawiedliwości, Wolności. Znam moich współbraci, którzy są ludźmi i znam ich uczynki, jużto sprawiedliwe, jużto niesprawiedliwe. I znam narody, pozbawione prawdziwej wolności, które jednak wszystkie do niej dążą i które wszystkie, mniej lub więcej, dają się gnębić.


III.

Widok tego świata, trawionego gorączką, byłby obudził w mędrcu pragnienie usunąć się w zacisze i czekać, aż paroksyzm minie. Ale Clerambault nie był mędrcem. Wiedział jedynie, że nim nie jest. Wiedział, że mówić byłoby napróżno; a jednak wiedział, że powinien mówić, wiedział, że to uczyni. Starał się jak najbardziej opóźnić tę niebezpieczną chwilę, a lękliwość jego, która nie mogła się oswoić z myślą, że zostanie sam jeden w walce z wszystkimi, żebrała dokoło niego o towarzysza dla jego myśli. Gdyby ich było przynajmniej dwóch albo trzech razem, byłoby mniej trudno wdać się w walkę.
Pierwsi, u których ostrożnie próbował zyskać sobie sympatję, byli biedni ludzie, którzy, podobnie jak on, stracili syna. Ojciec, znany malarz, miał pra-