zaś zostanę, trzeba będzie czekać. Będą zawsze szły pociągi na tamten świat.
Clerambault podziwiał cierpliwość rannego. Ten zaś powtarzał wciąż ten sam refren:
— Jestem do tego przyzwyczajony. Cierpliwość,, niema w tem żadnej wielkiej zasługi z mej strony, gdy nie może być inaczej... a zresztą, znamy to przecież. Trochę więcej, trochę mniej... Całe życie dla nas to wojna.
Clerambault spostrzegł teraz, że w swoim egoizmie nie pytał nawet rannego dotychczas o żadne szczegóły z jego życia i nie znał nawet jego nazwiska.
— Moje nazwisko? O, jest dla mnie bardzo odpowiednie! Nazywam się Courtais Aimé... Aimé to moje imię chrzestne. Prawda, jakie stosowne dla człowieka, którego los zawsze prześladuje?... I do tego jeszcze Courtais, pysznie, nieprawda? Nie znałem nigdy moich rodziców. Jestem znajdą. Opiekun z domu podrzutków, pewien gospodarz wiejski z Szampanji, zajął się mojem wychowaniem. Poczciwiec dobrze się znał na tem. Byłem tęgo w robocie. Przyjnajmniej poznałem wcześnie, co mnie czekało w życiu. Napadało dość deszczu do mojej miseczki.
I potem jął opowiadać w kilku krótkich zdaniach, suchych, bez wzruszenia, całą serję niepowodzeń, z których składało się jego życie: ożenił się z dziewczyną, równie jak on, bez grosza, „głód, który żeni się z pragnieniem“, choroby, wypadki śmierci, walka ciągła z przyrodą, — to wszystko nie znaczyłoby jeszcze nic, gdyby ludzie nie dodawali swojego... Homo homini... homo... Cała niesprawiedliwość społeczna, która cięży na tych, co są w dole. — Clerambault nie mógł ukryć swego oburzenia, gdy słyszał jego opowiadanie. Aimé Courtais jednak nie
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/131
Ta strona została przepisana.