Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/137

Ta strona została przepisana.

że ukoję ból mego zmarłego syna i jego pragnienie światła, wylewając na ziemię, która go pochłonęła, krew synów innych ludzi? Czy tkwimy zawsze jeszcze w tych wyobrażeniach? — Nie. Każde nowe morderstwo zabija ponownie mego syna, sprawia, że na jego kościach cięży wstrętny namuł zbrodni. Mój syn był przyszłością. Jeżeli chcę go ocalić, muszę ocalić przyszłość, muszę oszczędzić ojcom, którzy przyjdą, boleści, jakiej sam doznaję. Na pomoc! Wesprzyjcie mnie! Odrzućcie to kłamstwo! Czy to dla nas toczą się te walki między państwami, czy dla nas dzieje się to rozbójnictwo na całym świecie? Czego nam potrzeba? Czyż nie jest pierwszą radością, pierwszem prawem prawo do życia dla człowieka, który rośnie prosto, podobny do drzewa, rozpościera się na przydzielonym mu kawałku ziemi i widzi, jak jego różnorodne życie, przez jego wolne soki i spokojną pracę, w nim i w jego synach cierpliwie się wypełnia? I któż pomiędzy nami, braćmi z tego świata, zazdrości innym tego słusznego szczęścia, któżby chciał im je ukraść? Co mamy wspólnego z temi ambicjami, z tem współzawodnictwem, z temi żądzami, z temi chorobami duszy, które bluźniercy obejmują mianem ojczyzny? Ojczyzna, to wy, ojcowie. Ojczyzna to są nasi synowie. Nasi synowie wszyscy. Ocalmy ich!“.

II.

Nie pytając nikogo o radę, gdy tylko napisał te kartki, zaniósł je do małego wydawcy socjalistycznego w swojej dzielnicy. Wrócił od niego z uczuciem ulgi. Myślał sobie w duchu:
— Tak, teraz powiedziałem co myślę. To już mnie więcej nie obchodzi.