go sztyletem. Pewien znany pisarz, z którym zostawał w dobrych stosunkach, kolega Perrotina, człowiek poważny i cieszący się powszechnym szacunkiem, przybrał bez wahania rolę publicznego oskarżyciela. Jakkolwiek znał oddawna Clerambaulta i nie mógł wątpić o czystości jego zamiarów, przedstawił go jednak publicznie w sposób ubliżający jego honorowi. Umiejąc, jako historyk, obchodzić się z tekstami, wyjął z broszury Clerambaulta kilka oderwanych zdań i wymachiwał niemi, jako dowodem zdrady.
Cnotliwe oburzenie jego nie byłoby się zadowoliło listem prywatnym; wybrało dziennik najbardziej hałaśliwy, najpodlejszy organ szantażu, którego brudnemi kłamstwami powszechnie gardzono, które jednak miljon Francuzów pochłaniało z otwartemi ustami.
— To niemożliwe, — wybełkotał Clerambault, którego ten niespodziewany napad, pełen nienawiści, zaskoczył nieprzygotowanego do obrony.
— Nie mamy ani chwili do stracenia, — zawołał Camus. — Trzeba natychmiast odpowiedzieć.
— Odpowiedzieć? Cóż mogę na to opowiedzieć?
— Przedewszystkiem naturalnie zaprzeczyć temu podłemu kłamstwu, tym nikczemnym wymysłom.
— Wymysłom? Ależ to nie są wymysły, — odpowiedział Clerambault, podnosząc głowę i spoglądając na Camusa.
Tym razem Camus stał, jak piorunem rażony.
— To nie są...? To nie są...? — jąkał się przejęty zdumieniem.
— Napisałem tę broszurę rzeczywiście, — rzekł Clerambault, — ale treść jej została w tym artykule przekręcona...
Camus nie czekał na koniec zdania i ryknął wściekłością:
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/145
Ta strona została przepisana.