tych samych poglądów, co ona, jest natychmiast zdrajcą; znajdzie się zawsze jakiś podły dziennikarz, który powie, za jaką cenę został kupiony ten głos wolny, a dwudziestu opętanych podburzy przeciw niemu wściekłość gapiów. Gdy raz ta muzyka się rozegra, nie można nic innego robić, jak tylko czekać, aż gwałtowność wyczerpie się swoim własnym nadmiarem. Tymczasem należy się mieć na baczności; rozumni chronią się w bezpieczne miejsce lub wyją wraz z wilkami.
Dyrektor dziennika, który uważał to dla siebie za zaszczyt, że od wielu lat ogłaszał poezje Clerambaulta, kazał mu oświadczyć cichaczem, że uważa cały ten hałas za śmieszny, że cała ta historja nie warta nawet funta kłaków, że jednak, ku swemu wielkiemu ubolewaniu, widzi się zmuszony, przez wzgląd na swoich prenumeratorów, zaatakować go... O, w należytej formie!... Nie weźmie mu tego za złe, wszak prawda?... W istocie, nie było tu nic brutalnego, poprzestano tylko na tem, że go wystawiono na śmieszność.
I nawet Perrotin — (jak nędzny jest ród ludzki!) — w wywiadzie wyszydził, w dowcipny sposób, Clerambaulta, wystawił go na śmiech, a w duchu zaś myślał zostać dalej jego przyjacielem.
Nawet i we własnym domu Clerambault nie znajdował już teraz poparcia. Jego stara towarzyszka, która od trzydziestu lat myślała jedynie jego głową i powtarzała jego poglądy, nawet zanim je jeszcze rozumiała, przerażała się teraz i oburzała jego nowemi zapatrywaniami, wyrzucała mu z goryczą wywołanie tego skandalu, krzywdę, jaką wyrządził swemu nazwisku, nazwisku rodziny, pamięci zmarłego syna, świętej zemście, ojczyźnie. Co się tyczy Rozyny, kochała go zawsze, ale nie rozumiała go już teraz.
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/157
Ta strona została przepisana.