znał dotychczas. Czuł się, gdyby swieoż narodzony, po owej nocy strasznej trwogi. Poznał nowy rodzaj rozkoszy, o którym nie miał jeszcze wyobrażenia, jest to rozkosz zawrotna i samodzielna człowieka wolnego wśród walki: wszystkie jego zmysły były naprężone, jak łuk dobrze napięty i ogarnęło go uczucie błogiego zadowolenia.
I Ale osoby, które go otaczały, nie miały z tego żadnej korzyści. Panią Clerambault spotykały z powodu tej walki same przykrości; otaczała ją atmosfera nieprzyjazna, która znajdowała w końcu swój wyraz nawet u drobnych dostawców w dzielnicy. Rozyna czuła się coraz słabsza. Zmartwienie w miłości, które taiła, podkopywało jej zdrowie. Milczała i nie skarżyła się nikomu, ale matka czyniła to za siebie i za córkę. Obejmowała tem samem uczuciem goryczy głupców, którzy ją obrażali i nierozważnego męża, który był powodem tego. Przy każdem jedzeniu słychać było niezręczne wyrzuty, które miały go przywieść do milczenia. Ale to wszystko nic nie pomogło: wyrzuty nieme lub hałaśliwe odbijały się od Clerambaulta; był niemi bez wątpienia skruszony; oddawał się jednak z zapałem walce. Egoizm nieświadomy i nieco dziecinny sprawiał, że oddalał od siebie to, coby mu mogło mącić tę nową przyjemność.
Okoliczności przybyły pani Clerambault z pomocą. Stara krewnianka, która ją wychowała, umarła. Mieszkała w Berry i zostawiła rodzinie Clerambault swoją małą posiadłość w spadku. Pani Clerambault skorzystała z tego smutnego wypadku, by się oddalić z Paryża, do którego teraz czuła wstręt i aby