równymi, naszych kłamliwych „demokracyj“ przesadna nierówność majątków, wykształcenia, sposobu życia. Jedna kasta stykała się z drugą jedynie za pośrednictwem dziennikarzy. którzy, tworząc kastę oddzielną, nie przedstawiali w rzeczywistości ani jednej, ani drugiej. Jedynie głos dzienników rozbrzmiewał wśród milczenia, jakie otaczało Clerambaulta. Nic nie było w stanie zamącić ich „Brekekekeks! koaks! koaks!“
Nieszczęśliwe wyniki nowej ofenzywy znalazły dziennikarzy, jak zawsze, nieustraszonych na swoim posterunku. Wyrocznie optymistyczne tych kapłanów z głębi kraju zawiodły ponownie. Nikt nie zdawał się zwracać na to uwagi. Następowały inne wyrocznie, podawane i przyjmowane z tą samą ufnością. Ani ci którzy je pisali, ani ci, którzy je czytali, nie poznawali, że się pomylili. Pomimo całej szczerości, nie zauważyli nawet tego. Nie przypominali sobie tego, co mówili poprzedniego dnia. Czyż można polegać na tych bydlętach, na tych ptasich mózgach? Głowy w góry, to znów głowy w dół. W każdym razie nie można im odmówić zdolności, że po wszystkich swoich skokach padają na nogi. Codziennie inne przekonanie. Mniejsza o jakość, ponieważ się odnawia.
Pod koniec jesieni, aby podtrzymywać hart ducha, który poczynał się uginać na myśl o smutnej zimie, wystąpiła praca z nową propagandą na temat okrucieństw germańskich, która powiodła się wybornie. Termometr opinji publicznej wskazywał znów nagle temparaturę gorączki. Nawet w zacisznem ustroniu w Berry, przez kilka tygodni wszyscy ludzie zajmowali się temi okrucieństwami; ksiądz proboszcz przyłączył się również do nich i wygłosił kazanie tchnące zemstą. Clerambault dowiedział się o tem od swej żony i podczas śniadania wypowiedział bez ogródek, co o tem sądził, wobec służącego, usługującego przy stole. Wieczorem cała wioska wiedziała
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/191
Ta strona została przepisana.