Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/194

Ta strona została przepisana.

do czary swego sąsiada. Bóstwo tego żąda. Albowiem potrzeba mu bóstwa — jakiegokolwiekby ono było, człowiek czy zwierzę, choćby to nawet miał być jakiś przedmiot, jakaś linja czerwona lub czarna, podobnie jak w wiekach średnich, kos, kruk, herb jakiś, — aby zrzucić na nie swoje własne błazeństwa.
„Dziś, gdy miejsce herbu zajął sztandar, ogłaszamy, że jesteśmy wolni od przesądów. A kiedyż były one większe, aniżeli teraz? Obecnie nowy dogmat. Równość, zmusza nas, abyśmy wszyscy wydawali zupełnie jednakową woń, jedni jak drudzy. Nie wolno nam nawet mówić tego, że nie jesteśmy wolni: byłoby bluźnierstwem. Musimy, dźwigając siodło na karku, ryczeć: „Niech żyje wolność!“ — Córka króla Cheopsa, na rozkaz swego ojca, stała się nierządnicą, aby się przyczyniać haniebnym dochodem swego ciała do budowy piramidy. Aby wznieść piramidę naszych ciężkich republik, miljony obywateli prostytuują swoje sumienie, znieprawiają dusze i ciała kłamstwem i nienawiścią... O tak, słaliśmy się mistrzami w wielkiej sztuce kłamstwa... Niewątpliwie umiano zawsze kłamać. Ale różnica z przeszłością jest ta, że oni wiedzieli, iż są kłamcami i byli nawet gotowi przyznać się do tego naiwnie, jako do potrzeby naturalnej, którą poczciwi mieszkańcy Południa zaspokajają wobec przechodni bez najmniejszego wstydu.
— „Będę kłamał“, mówi Darjusz w szczerości ducha, „albowiem gdy jest użyteczne kłamać, nie należy sobie bynajmniej robić skrupułów z tego powodu. Ci, którzy kłamią, pragną tego samego, co ci, którzy mówią prawdę: kłamie się w nadziei, że się będzie miało z tego jakiś pożytek; mówi się prawdę, gdy się ma na widoku jakąś korzyść i gdy się chce zapewnić sobie zaufanie. Tak tedy, chociaż nie idziemy tą samą drogą, dążymy jednak mimo to do tego sa-