browolną ofiarę? — Czy też mamy brać udział w duszeniu słabego, nie mając nawet cienia złudzenia co do ślepego okrucieństwa wszechświata? Cóż nam jeszcze zostaje? Próbować wymknąć się z beznadziejnej walki przez egoizm lub mądrość, która jest odmienną formą egoizmu?..
Albowiem w kryzysie pesymizmu bezlitosneqo, który trawił Clerambaulta w tych miesiącach straszliwego odosobnienia, nie widział on nawet możliwości postępu, — tego postępu, w który niegdyś wierzył, jak inni wierzą w Boga. Obecnie widział ród ludzki, rzucony na pastwę morderczego przeznaczenia. Spustoszywszy planetę, wytępiwszy wiele innych istot na niej, zabijał teraz sam siebie własnemi rękoma. Było to prawo sprawiedliwości. Człowiek słał się panem ziemi jedynie przez uzurpację, podstępem i przemocą (ale głównie podstępem). Istoty szlachetniejsze od niego być może — niewątpliwie — znikły pod jego ciosem. Jedne wytępił, inne poniżył, uczynił bydlętami. Od wielu tysięcy lat, odkąd dzieli życie z innemi istotami, udaje, że ich nie rozumie (kłamie!), że nie widzi w nich braci, którzy, tak samo jak on, cierpią, kochają, marzą. Aby móc te istoty lepiej wyzyskiwać, aby je dręczyć bez wyrzutów sumienia, kazał orzec swoim mędrcom, że te istoty nie umieją myśleć, że tylko on jeden ma ten przywilej. A dziś niewiele brakuje, by to samo powiedział o innych narodach ludzkich, która zwalcza i wytępia... Kacie! Kacie! Nie miałeś litości dla drugich. Jakiem prawem żądasz jej dzisiaj dla siebie?
Z osób zaprzyjaźnionych. które niegdyś obcowały z rodziną Clerambault, jedna tylko została nadal