wieczne panowanie, barwna bańka mydlana rozprysła się w przestworzu bez końca, męczarnia myśli rozpłynęła się w nieruchomym spoczynku nicości, która niema granic.“
Ale właśnie ten spoczynek w nicości jest najgorszą męczarnią dla ludu białej rasy, Raczej wszystkie katusze, wszystkie cierpienia życia I Przebóg, nie wydzieraj mi ich! Mordercą jest, kto mi zabiera to kłamstwo rozdzierające serce, którem ja żyję!...
I Clerambault z goryczą stosował do siebie przezwisko, które mu nadal, wyszydzając go, pewien dziennik nacjonalistyczny: Jeden przeciw wszystkim. — Tak jest, był wrogiem ogółu, burzycielem złudzeń, któremi drudzy żyją...
A nie pragnął wcale tego. Cierpiał zanadto na tę myśl, że sprawia innym cierpienia, jakżeż wyjść z tego tragicznego koła? Gdziekolwiek się zwracał, wszędzie ten dylemat nie do rozwiązania: albo złudzenie śmiertelne, albo śmierć bez złudzeń.
— Nie chcę ani jednego, ani drugiego.
— Czy chcesz, czy nie chcesz, musisz się ugiąć. Droga zamknięta.
— Przejdę mimo to.
Clerambult przeszedł przez nową strefę niebezpieczeństw. Wędrówka jego w samotności była podobna do wspinania się na górę, gdzie człowiek znajduje się nagle otoczony mgłą i czepia się skały, nie mogąc iść naprzód. Nie widział nic przed) sobą, a w którą stronę się obracał, słyszał, jak szumi w głębi potok cierpienia. A jednak nie mógł pozo-