po co człowiek żyje. Żyje i nie postępuje naprzód. Powiadają, że kiedyś, przed wiekami, nasi pradziadowie zdobyli dla nas Bastylję, a teraz możnaby sądzić, podług zdania tych błaznów, którzy mają ster w dłoni, że dziś niema już dla nas żadnej roboty, że to już raj. Czyż nie jest już to napisane na wszystkich naszych pomnikach? A przecież czuje się, że to nieprawda, że przed nami inna burza grozi wybuchem, że się przygotowuje inna rewolucja... Tamta dawna nie powiodła się. A wszystko tak niejasne... Nie, niemamy zaufania, nie widzimy drogi przed sobą, nie mamy nikogo, ktoby nam wskazał, ponad temi wszystkiemi bagnami i moczarami, coś wzniosłego, coś pięknego... Teraz robią wszystko, co mogą, aby obudzić w nas zapał: Prawo, Sprawiedliwość, Wolność... Ale to już wywietrzało... Można wprawdzie umierać za to. Umierać, tego się więcej nie odmawia... Ale żyć, to inna rzecz!
— A teraz? — zapytał Clerambault.
— Teraz, teraz, gdy nie można cofnąć się wstecz, Teraz myślę tylko: „Gdyby można znów rozpocząć na nowo!“
— Kiedyż pan zmieniłeś tak bardzo swoje poglądy?
— To rzecz właśnie najdziwniejsza, natychmiast, gdy tylko zostałem zraniony. Gdy tylko jedną nogą wyszedłem po za próg życia, już chciałem napowrót do niego wrócić. Jakież ono było dobre, a człowiek głupi, idjota, tego wcale nie zauważył. Oto, widzę się jeszcze, gdy odzyskałem znów przytomność, na polu zasypanem gruzami; bytem wtedy jeszcze bardziej wypatroszony, aniżeli te wszystkie trupy, które leżały dokoła w chaotycznym nieładzie; ziemia, pokryta brudem, zdawała się także broczyć krwią. Dokoła ciemność zupełna. Zrazu nic nie czułem. Brał
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/233
Ta strona została przepisana.