do końca, jakże często zapomina o tem, co mówił co widział, w co wierzył i czego pragnął! Ale jest zawsze pewny tego, czego teraz pragnie, co mÓwi, co widzi i w co wierzy. To też Gillot w towarzystwie Lagneau’a rozwijał spokojnie argumenty wprost sprzeczne z temi, których bronił dnia poprzedniego wobec Clerambaulta. I nietylko poglądy jego zmieniały się, ale także, możnaby rzec, cały jego temperament. Zrana pałał dziką żądzą czynów i zniszczenia, wieczorem zaś marzył o tem, by sobie założyć mały handel, mieć grube zarobki, jeść dobrze, wychowywać swoje potomstwo i nie dbać o wszystko inne. A chociaż się wszyscy mienili, rzekomo szczerze, międzynarodowcami, mało było między tymi wiarusami takich, którzyby nie zachowali swoich dawnych przesądów francuskich, wprawdzie nie złośliwych, ale silnie zakorzenionych, o wyższości swej rasy wobec reszty świata, zarówno wobec sprzymierzeńców, jak i wrogów, a w całem państwie, o wyższości jednej prowincji ponad innemi, lub gdy wszyscy pochodzili z prowincji, ponad Paryżem. Byli to ludzie mężni, otwarci, zawsze gotowi do walki, jak Gillot zdolni wywołać rewolucję, znów ją zburzyć i ponownie ją rozniecić, a potem wszystko opuścić i oddać na łaski pierwszego lepszego awanturnika. Wiedzą o tem dobrze stare wygi, politycy przebiegli i doświadczeni. Najlepszą taktyką, aby zabić rewolucję, jest, gdy nadeszła pora, dozwolić jej przeminąć spokojnie i zabawiać przytem lud, aby się nie nudził.
A pora ta zdawała się bardzo blizka. Na rok przed zakończeniem wojny, było w obu nie przyjacielskich obozach kilka miesięcy, kilka tygodni, w których nieskończona cierpliwość dręczonych ludów zdawała się blizka wyczerpania i kiedy miał
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/236
Ta strona została przepisana.