— Czy ja wierzę? — wykrzyknął Moreau z oburzeniem.
— Nie, — rzekł łagodnie Clerambault.
Moreau chciał wybuchnąć gniewem, potem rzekł słabym głosem:
— Owszem, wierzę.
Clerambault, idąc kilka kroków naprzód odpowiedział:
— Dobrze, to pańska rzecz. Pan wiesz lepiej odemnie, co myślisz.
Szli czas jakiś, nic nie mówiąc. Po kilku chwilach Moreau chwycił Clerambaulta za ramię i zawołał:
— Jak pan mogłeś to odgadnąć?...
Opór jego był przełamany. Wyznał zwątpienie, jakie się kryło pod jego wolą dążącą do wierzenia, do działania. Toczył go straszny pesymizm. Było to naturalne następstwo przesadnego Idealizmu, śmiertelnie zranionego zawodem swych złudzeń. Dusze religijne w dawnych czasach były bardzo spokojne; stawiały królestwo Boskie poza tym światem, gdzie go nie mógł dosięgnąć żaden wypadek. Ale dusze dzisiejsze, które je umieszczają na tym świecie, w dziełach rozumu ludzkiego i miłości, przejmuje zgroza przed życiem, gdy ono zdmuchnie ich cudowne marzenia. Były także dni, w których Moreau byłby sobie najchętniej rozpruł żyły. Ludzkość cała wydawała mu się gnijącym owocem; widział z rozpaczą klęskę, upadek, zawody wypisane od samego początku na karcie przeznaczeń rodu ludzkiego, robaka lęgnącego się w bujnym kwiecie i nie mógł znieść myśli tego niedorzecznego i tragicznego przeznaczenia, którego ludzie nie mogą nigdy uniknąć. Jak Clerambault, czuł on także, że ma w swych żyłach jad wiedzy i rozumu, ale gdy Clerambault, przezwyciężywszy kryzys widział niebezpieczeństwo jedynie
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/239
Ta strona została przepisana.