pragnieniem, mianowicie, że ktoś potrzebuje jego pomocy.
A równocześnie Clerambault podszepnął Gillotowi, aby był optymistą za dwóch i podtrzymywał tem samem Moreau’a na duchu. Tak tedy obaj, w potrzebie wzajemnego wspomagania się, znaleźli pomoc dla siebie, albowiem wielka zasada życiowa opiewa: „Kto daje, ten ma sam.“
W jakimkolwiek czasie człowiek żyje, jakiekolwiek nieszczęścia go otaczają, nic jeszcze nie jest stracone, póki zostaje jeszcze w duszy rasy tląca iskra męskiej przyjaźni. Obudźcie ją! Zbliżcie do siebie te serca odosobnione, które przejmuje chłód. Niechaj jednym z owoców tej strasznej wojny nerorodów będzie przynajmniej zjednoczenie się wybranego kwiatu klas społecznych, związek dwóch młodzieży; oba światy, świat robotników fizycznych i pracowników umysłowych, powinny, uzupełniając się wzajemnie, odnowić przyszłość.
Warunkiem takiego zjednoczenia się jest atoli, aby żaden z tych dwóch światów nie chciał panować nad drugim, gdyż żaden z nich nie powinien być uciskany przez drugi. A jednak ci młodzi intelektualiści z tych grup rewolucyjnych, dziwnym sposobem, uważali to właśnie za punkt honoru, aby podlegać tej drugiej grupie. Z uczuciem wyższości tłumaczyli Clerambaultowi, że nowa zasada wymaga tego, aby inteligencja została oddana na usługi ludu robotniczego.... „Dienen, dienen!... “ było ostatnie słowo dumnego niegdyś Ryszarda Wagnera, ale jest to także hasło niejednej zawiedzionej dumy. Chcą być albo panami, albo sługami.