Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/248

Ta strona została przepisana.

lazł to porównanie poniekąd uzasadnione. Tak jest, on należał poniekąd do społeczności tych ludzi, którzy „zajmują się lekkomyślnie chimerami, chociaż sami znajdują się w niebezpieczeństwie, jużto co do swych osób, już to co do swych interesów.“
Ale cóż? Czy wasza rzeczpospolita zamyśla obejść się bez astronomów, jak tamta, pierwsza, obchodziła się bez chemików? albo chcecie ich może zmobilizować? Wtedy dopiero będziemy mieli widoki, że spadniemy wszyscy razem w głąb studni. Czy pragniecie tego? Nie powiedziałbym nie, gdyby szło tylko o to, aby dzielić wasz los. Ale nie chcę dzielić waszej nienawiści.
— Pan masz także i swoją własną nienawiść, — zawołał jeden z owych młodzieńców.
A właśnie w tej chwili wszedł inny z dziennikiem w ręku i wykrzyknął do Clerambaulta:
— Gratuluję panu, pański wróg Bertin nie żyje...
Popędliwy dziennikarz padł ofiarą zapalenia płuc, które go zabrało w niespełna kilka godzin. Od sześciu miesięcy ścigał on nieustannie, z wściełością, wszystkich łych, których podejrzywał, że dążą do pokoju, pragną go lub choćby o nim marzą. Albowiem stopniowo doszedł do tego, że uważał za coś świętego, już nie samą ojczyznę, ale wojnę. Pomiędzy ofiarami jego złośliwości, Clerambault był najbardziej ulubioną; Berlin nie mógł mu tego wybaczyć, że zaczepiony śmiał mu stawić czoło. Odpowiedzi Clerambaulta zrazu rozdrażnił go w wysokim stopniu; następnie zaś pogardliwe milczenie, jakiem Clerambault odpowiadał na jego zjadliwe wycieczki, sprawiło, ze stracił wszelkie panowanie nad sobą. Wygórowana i nadęta próżność jego odczuła tę ranę tak dotkliwie, że tylko całko-