przątać się troską o przyszłość. Jak miljony innych istot, żądali na świecie jedynie swego udziału w obecnem szczęściu i zamykali oczy na wszystko inne.
Pani Clerambault wyszła z pokoju rozgniewana, że córka nie wspomniała jej ani słówka o swojem spotkaniu. Clerambault i Rozyna zostali na swoich miejscach, pogrążeni w zadumie, Clerambault siedział w oknie i palił fajeczkę, młoda dziewczyna zaś trzymała w ręku dziennik, którego nie czytała. Oczy jej, błyszczące szczęściem, patrzyły w dal; starała, się raz jeszcze odtworzyć sobie w duszy wszystkie szczegóły sceny, niedawno przeżytej. W tem spojrzenie jej padło na przygnębioną twarz ojca. Widniał na niej wyraz smutku i melancholji, który zwrócił na siebie jej uwagę. Podniosła się z miejsca i stanąwszy za ojcem, położyła mu rękę na ramieniu, poczem szepnęła, z lekkiem westchnieniem współczucia, które źle ukrywało radość wewnętzną:
— Biedny papo!
Clerambault podniósł oczy i spojrzał na Rozynę, której oblicze mimowoli promieniało szczęściem.
— A moja mała, — zapytał, — nie jest już biedna?
Rozyna zarumieniła się.
Dlaczego mnie o to pytasz? — rzekła.
Clerambault pogroził jej palcem. Rozyna, pochylona z tyłu nad ojcem, oparła twarz swoją, o twarz jego.
— A więc już nie jest biedna? — powtórzył pytanie.
— Nie, — odpowiedziała, — przeciwnie, jest bardzo bogata.
— Wymień mi, co ma takiego...
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/266
Ta strona została przepisana.