Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/267

Ta strona została przepisana.

— Ma przedewszystkiem swego kochanego papę.
— O ty, mała filutko, — zawołał Clerambault, starając się uwolnić i spojrzeć jej w twarz.
Rozyna jednak zakryła mu dłonią oczy i usta.
— Nie, nie chcę już, abyś na mnie patrzył i nie chcę, abyś mówił dłużej.
Ucałowała go raz jeszcze i powtórzyła pieszczotliwie:
— Biedny papo!

V.

Uwolniła się więc szczęśliwie z trosk rodzinnych, a wkrótce ulotniła się także z gniazdka. Zdała pomyślnie egzamin pielęgniarki, poczem wysłano ją do jednego ze szpitali na prowincji. Rodzice odczuwali teraz jeszcze boleśniej próżnię swego domu.
Samotność tę odczuwała pani Clerambault jeszcze bardziej od swego męża. On wiedział o tem i litował się szczerze nad żoną, która nie była dość silna, aby iść za nim jego drogą, ani aby się z nim rozłączyć. On ze swej strony mógł, cokolwiekby nastąpiło, liczyć na pewne sympatje; było nawet rzeczą pewną, że właśnie prześladowanie obudzi dla niego nowe sympatje lub skłoni łych, co się dotychczas zachowywali powściągliwie, do wyjawienia swych uczuć. I właśnie w tej chwili otrzymał dowody takiej sympatji, która mu sprawiła wielką radość.
Pewnego dnia, gdy był sam w mieszkaniu, zadzwoniono. Otworzył drzwi. Jakaś pani, której nie znał, podała mu list, mówiąc, że jest przeznaczony dla niego. W mroku, jaki panował w przedpokoju, myślała, że ma przed sobą służącego i dopiero pó-