— Czy cierpisz pan jaki ból? — zapylał.
— Powinienem może sobie tego życzyć, albowiem boleść jest także węzłem, który nas łączy jeszcze z tym światem. Ale przyznaję, że zwolna przyzwyczajam się do ciężkiego milczenia tego ciała w które jestem włożony, jak szabla do pochwy... Nie mówmy o tem więcej. Przynajmniej duch jest wolny. Jakkolwiek nie jest prawdą, że „agitat molem,“ wymyka się jednak stamtąd często.
— Przed kilku dniami, — rzekł Clerambault, — przybył do mnie w odwiedziny.
— To nie pierwszy raz. On często pana odwiedzał.
— Ja zaś myślałem, że jestem sam.
— Czy przypomina pan sobie — zapytał Edmund, — słowa Randolfa do Cecyla: „Głos jednego człowieka może w jednej godzinie wlać w nas więcej życia, aniżeli hałas pięciuset trąb, które bez przerwy grają?
— To ma także i do ciebie zastosowanie, — wtrącił Chastenay.
Froment zdawał się nie słyszeć tych słów i mówił dalej:
— Pan nas zbudziłeś do życia.
— Clerambault spojrzał na piękne oczy leżącego, w których widniał wyraz odwagi i spokoju i rzekł:
— Te oczy nie potrzebowały tego.
— Teraz nie potrzebują tego, — odpowiedział Edmund. — Widzi się lepiej z odległości, gdy się wyszło z tego otoczenia. Ale gdy byłem całkiem blisko, nie mogłem nic odróżnić.
— Powiedz mi pan co widzisz teraz...
— Już późno, — odrzekł Edmund. — Czuję się
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/272
Ta strona została przepisana.