Doktor Verrier zapytał go:
— Kogo?
Ale zanim jeszcze odpowiedź była wymówiona, wszyscy wiedzieli już słowa, które miały być powiedziane:
— Tego, co niesie światło... Boga, który zwycięży.
— Oczekiwać Boga? — zapytał stary helenista. Azali wierzycie w cuda?
— Cud to my jesteśmy. Alboż nie jest to cud że na tym świecie ustawicznych gwałtów, my przechowujemy nieustanną wiarę w miłość i związek ludzi?
Ale Coularges odpowiedział z goryczą:
— Oczekuje się proroków przez całe wieki, a gdy się zjawiają, nie poznaje się ich i przybija na krzyżu. ...Adveniat regnum tuum... Gdzież jest królestwo boże?
— W nas samych, — powiedział Clerambault. Powinniśmy być szczęśliwi, gdy pomyślimy, że dostał się nam w udziale przywilej ukrywać w naszem łonie nowego Boga.
— A któż nam daje wiadomości o jego przybyciu? — zapytał lekarz.
— Nasze istnienie, — zawołał Clerambault.
— Nasze cierpienia, — rzekł Froment.
— Nasza zapoznana wiara, — dodał rzeźbiarz.
— Już sam ten fakt, że jesteśmy, — mówił dalej Clerambault, — ten paradoks, rzucony w oblicze przyrodzie, która mu przeczy. Sto razy płomień się zapala i gaśnie, zanim pozostanie płonący. Każdego Boga zapowiadał zawsze naprzód szereg zwiastunów. Są oni wszędzie rozsiani, osamotnieni, w przestrzeni i w otchłani wieków. Ale ci samotnicy
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/295
Ta strona została przepisana.