czasu ujadał na Clerambaulta. Zasmakowawszy w manifestacji dzisiejszego wieczora, dziennik ten wzywał swych przyjaciół, aby ją ponowić nazajutrz. Moreau i Gillot przewidywali gwałtowne sceny, gdy Clerambault będzie szedł do Pałacu sprawiedliwości i przybyli nakłonić go, aby nie wychodził z domu. Znając jego charakter bojaźliwy, sądzili, że nie będą potrzebowali nalegać. Ale tak samo, jak owego dnia w którym Moreau spotkał go na ulicy, dyskutującego wpośród zgromadzenia, tak i tym razem zdawało się, że Clerambault go nie rozumie.
— Nie mam wychodzić z domu? Dlaczego? Nie jestem wszakże chory.
— Byłoby to rozsądniej.
— Przeciwnie, to mi dobrze zrobi.
— Niewiadomo, co może nastąpić.
— Tego nie można nigdy z góry wiedzieć. Mamy dość czasu potem, gdy to się już stało.
— Ostatecznie, mówmy otwarcie. Grozi panu niebezpieczeństwo. Już oddawna podburza się ich przeciw panu. Jesteś znienawidzony. Wystarczy wymienić pańskie nazwisko a oczy wyłażą z głowy tym idjotom, którzy pana znają jedynie ze swoich dzienników. A podżegacze pragną teraz sprowadzić katastrofę. Wskutek niezręcznej taktyki pańskich wrogów, słowa pańskie zyskały dalszy rozgłos, aniżeli oni myśleli. Obawiają się, aby te poglądy się nie rozszerzyły i pragną dać groźny przykład, któryby odstraszył tych, co chcą iść w pańskie ślady.
— A więc w takim razie, — odrzekł Clerambault, — jeżeli są w istocie ludzie, gotowi iść w moje ślady, — (o czem nawet nie wiedziałem) — nie jest to chwila stosowna, abym się ukrywał; a ponieważ chcą czynić ze mnie przykład odstraszający, nie mogę im tego odmówić.
Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/299
Ta strona została przepisana.