Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/303

Ta strona została przepisana.

rzyste, lodowato chłodne powietrze nad nagą duszą. Nieskończoność życia w kropli życia, w iskrze serca które jest blizkie zgaśnięcia, ale które się wyzwoliło i wie, że wróci wkrótce do swej wielkiej ojczyzny.
I jak sumienny zarządca powierzonego mu majątku, Clerambault zrobił raz jeszcze bilans dnia swojego. Przejrzał raz jeszcze wszystkie swoje próby, wysiłki, zapędy, błędy swoje. Jak mało pozostało z jego życia. Prawie wszystko, co zbudował, sam potem zburzył własnemi rękoma. Przeczył temu, co pierwej twierdził; nie przestawał błąkać się w lesie wątpliwości i sprzeczności, śmiertelnie znużony, zbroczony krwią, wyczerpany, a drogowskazami jego były jedynie gwiazdy, które się ukazywały niekiedy na nieboskłonie, między gałęziami drzew. Jakiś sens miał ten długi bieg burzliwy, który się kończył w nocy? — Ten tylko, że był wolny...
Wolny... Czemżeż była właściwie ta wolność, która go przepełniała tak gwałtownem upojeniem, — wolność, której się czuł panem, a zarazem łupem, — ta konieczność być wolny? Nie łudził się w tym względzie; wiedział dobrze, że tak jak inni, tak i on nie jest wolny od wiecznych łańcuchów, ale zadanie, jakie otrzymał, nie było to same, jakie mieli inni, gdyż wszyscy nie mają jednakowego zadania. Słowo wolność wyraża tylko jedno z wyniosłych i jasnych praw niewidzialnej władczyni, która rządzi światami, — Konieczności. To ona wywołuje bunt tych, którzy walczą w pierwszym szeregu i stawia ich przeciw ciężkiej przeszłości, którą wloką za sobą ślepe tłumy. Albowiem ona jest polem bitwy wiecznej teraźniejszości, na którem walczą z sobą wiecznie przeszłość i przyszłość. I na tem polu łamią się nieustanie dawne prawa, aby zrobić miejsce nowym, które znów z kolei zostaną zniesione.