Strona:PL Rolland - Clerambault.djvu/313

Ta strona została przepisana.

w domu pewne ważne papiery i opuścił na chwilę swoich przyjaciół, by się po nie zwrócić. Oni zostali na miejscu i czekali na niego. Widzieli, jak przeszedł przez jezdnie. Na przeciwległym chodniku, obok stanowiska dorożek, przystąpił do niego jakiś człowiek w jego wieku, o siwych włosach, niebardzo wysoki, nieco ociężały; ubranie wskazywało, że należy do klasy średniej. Stało się to tak prędko, że nie mieli nawet czasu krzyknąć. Nastąpiła wymiana słów, podniosło się ramię, huknął strzał. Widzieli, jak zachwiał się i przybiegli ku niemu... za późno.
Złożyli go na ławce. Tłum bardziej zaciekawiony, aniżeli wzburzony (tyle się wszakże takich wypadków widziało i tyle się o nich naczytało) cisnął się dokoła i spoglądał.
— Kto to taki?
— Defetysta.
— To bardzo dobrze. Ci hultaje wyrządzili nam dość złego,
— Są gorsze zbrodnie, aniżeli życzyć sobie końca wojny.
— Jest tylko jeden środek na to, aby się skończyła, a to jest prowadzić ją do końca. To właśnie pacyfiści sami przedłużają wojnę.
— Można nawet śmiało stwierdzić, że to oni ją wywołali. Bez nich nie byłoby wojny. Niemiaszki liczyli na nich i to im dodawało ufności i odwagi...
A Clerambault, napół przytomny, myślał o owej starej kobiecie, wlokącej kawał drzewa, by go dorzucić do stosu, na którym miał spłonąć Jan Hus... „Sancta simplicitas!"
Vaucoux nie uciekał. Dał sobie odebrać z rąk rewolwer. Trzymano go za ramiona. Stał nierucho-