my i spoglądał na swoją ofiarę, która na niego również patrzyła. Obaj myśleli o swoich synach.
Moreau ograżał się mordercy. Ten stał jednak niewzruszony i jak gdyby zdrętwiały w swej nienawiści, mówiąc
— Zabiłem wroga.
Gillot, pochylony nad Clerambaultem, widział, jak ten spoglądał ne swego mordercę i uśmiechał się słabo.
— Mój biedny przyjacielu,— myślał umierający,— to w tobie tkwi wróg...
Zamknął napowrót oczy... Wieki mijały...
— Niema już więcej wrogów...
I Clerambault odczuwał błogo spokój nadchodzących światów.
∗ ∗
∗ |
Gdy stracił przytomność, przyjaciele zanieśli go do domu Fromenta, oddalonego zaledwie o kilka kroków od owego miejsca. Ale zanim tam z nim przybyli, Clerambault oddał ducha.
Złożyli go na łóżku. W przyległym pokoju leżał otoczony gronem przyjaciół, młody paralityk. Drzwi były otwarte. Zdawało im się, że duch zmarłego unosi się nad nimi.
Moreau oburzał się gorzkiemi słowami na niedorzeczność tego morderstwa, które zamiast jednego z wielkich zbrodniarzy reakcji triumfującej lub jednego ze znanych przywódców mniejszości rewolucyjnych, dosięgło człowieka bezbronnego, niezawisłego, obejmującego wszystkich ludzi uczuciem braterskiem, prawie zanadto łagodnego i pobłaźliwego.
Ale Edmund Froment rzekł:
— Nienawiść nie myli się. Instynkt niezawodny kieruje jej dłonią.. Nie, ona znalazła sobie dobrze swój cel. Często wróg widzi lepiej, aniżeli przyja-