Wchodzę do warsztatu i mówię uczniom:
— Chłopcy! Potrzebuję klocka drzewa elastycznego i bez sęków. Pójdę do tego poczciwca Riou zobaczyć, czy niema na składzie kawałka młodej dębiny. Dalejże Cagnat, Robinet, zbierajcie się, pójdziemy razem!
Wychodzimy wszyscy trzej, a wiedźma ryczy, jak opętana. Odpowiadam:
— Pośpiewaj sobie do syta, najdroższa moja! Ostatnia rada była zgoła zbyteczna. Stara rozwrzeszczała się strasznie. Ja, słysząc tę muzykę pogwizdywałem kuplety. Poczciwy Cagnat uspokajał ropuchę:
— Pani majstrowo, niema się o co gniewać. Wszakże to nie żadna podróż. Za mały kwadransik będziemy z powrotem!
— A djabli tam wiedzą! — odburknęła — Czy z tym rozbójnikiem można dojść do końca?
∗
∗ ∗ |
Właśnie bila dziewiąta. Poszliśmy do Beyant. Droga tu niedługa, ale na moście Beuwronu zatrzymaliśmy się na chwilę (wypada spytać znajomych o stan zdrowia), by przywitać się z czcigodnym Fetu, Gadinem i Trinquetem, zwanym pięknym Jasiem, którzy zaczęli dzień od tego, że siedząc nade drogą, gapili się na płynącą wodę.