— Łajdaku! Jesteś nareszcie? Gadaj zaraz co robiłeś od dziewiątej rano do południa? Czy tak długo trzeba iść z Beuwronu do Beyant? Leniwcze paskudny! Nie wróciłbyś i teraz, gdybym cię nie wzięła za łeb! Dalejże, marsz do domu! Obiad przypalił się na nic!
Odpowiedziałem:
— Jej przyznaję nagrodę! Drodzy przyjaciele, daremnie się wysilacie! Któryż z was potrafi dorównać tej drogiej szczebiotce mojej?
Pochwała wbiła ją widocznie w dumę, gdyś uraczyła nas jeszcze jednym utworem. Wykrzyknęliśmy chórem:
— Brawo!
— Ale teraz — powiedziałem — czas nam wracać. Idź przodem, droga żoneczko!
∗
∗ ∗ |
Megera moja szła pospiesznie, trzymając za rączkę Glodzię, a za niemi postępowałem ja, z wózkiem i uczniami. Nagle, od górnej dzielnicy miasta dobiegł radosny dźwięk zmieszanych głosów, pogłos muzyki i tony dzwonów wieży Św. Marcina. Podniosłem głowę, zastrzygłem uszami, jak kawaleryjski koń przed atakiem, a nos mój wydłużył się, węsząc za czemś nowem, a ponętnem.