Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/119

Ta strona została przepisana.

że lud nic nie traci na tem, gdy się panowie za łby wodzą.


∗             ∗

Przeszli wszyscy do zamku i zasiedli do uczty, na którą zarobili rzetelnie, my zaś, bydełko miejskie, łaziliśmy po placu, krążąc w koło niewidzialnej misy i chwytając nosem zapach potraw. By się tem lepiej delektować, trzech łakomców, mianowicie: Tripet, Bauldaguin i niżej podpisany pytaliśmy o rodzaj potraw, jakie podawano gościom. Ile razy wymieniono potrawę, śmialiśmy się rozkosznie i trącaliśmy się łokciami Chwaliliśmy jedno, ganili drugie. Szkoda, zenie zasięgnięto naszej rady, nie spytano o zdanie ludzi doświadczonych. Ale ostatecznie nie było w menu ani grzechu śmiertelnego, ani błędu ortograficznego... Słowem obiad przedstawiał się bardzo przyzwoicie.
Z okazji potrawki zajęczej wybuchła zacięta, dysputa, każdy z nas podawał swój przepis, a przysłuchujący się dorzucali kilka słów. Ale cóż... tematy tego rodzaju są niebezpieczne(trzeba być wprost złym człowiekiem, by o tem mówić z zimną krwią), to też gdy wmieszały się jeszcze do rozmowy dwie damy, Peroine i Jacquette, nastąpił wybuch. Wymienione wyżej damy, specjalistki w swym zawodzie, są