Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/122

Ta strona została przepisana.

do niego, wpatrywała się weń słodko, wtuliwszy głowę w ramiona, słowem pragnęła oczarować go, a może wyspowiadać się przy sposobności.
Proboszcz słuchał grzecznie i łaskawie, ale widocznie nie słyszał ani słowa. Na każdy ukłon odpowiadał ukłonem, ale pilnował talerza. Zdawało się, że mówi: Odejdź w pokoju, córko moja, ego te absolvo... Darowaneć są wszystkie grzechy twoje... albowiem Bóg jest dobry, a ja zjadłem dobry obiadek... bo, powtarzam, Bóg jest miłosierny, a ten budyń z malinowym sosem wyśmienity... poprostu palce lizać!
Opodal siedział nasz notarjusz Piotr Delavau, zajęty rozmową z kolegą. Mówił o walucie złotej, cnocie, srebrze, polityce, kontraktach i rzeczypospolitej... naturalnie rzymskiej (był on republikaninem w wierszach łacińskich, ale w życiu codziennem kierował się rozsądkiem i wiernie służył Królowi Jegomości).
Hen, w głębi bystre oko moje wyśledziło czcigodnego Perrina zwanego — Ogoniastym, w siwej bufiastej bluzie, Perrina zwanego też Pyszałkiem z Corvol. Ledwo nań spojrzałem, spostrzegł mnie. Przysiągłbym, że mnie widział od samego początku, ale siedział cicho, gdyż