Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/123

Ta strona została przepisana.

winien mi należność za dwie szafy orzechowa od przeszło już trzech lat.
Wykrzyknął wesoło, wstał, zbliżył się do naszego stołu i zaproponował nam szklankę wina:
— Witam cię, ojcze Łukaszu, i pozdrawiam imieniem konwentu pijaków!
Temi słowami rytualnemi rozpoczęliśmy popijawę.
— Człowiek chodzi na dwu nogach! — powiedział i łyknęliśmy drugą kolejkę.
Perrin zaproponował mi, bym coś przekąsił. Sądził że odmówię, gdyż już się posiliłem. Ale się omylił. Chwyciłem ten pomysł w lot i powiedziałem:
— I owszem!
Co odbiję na poczet należności, to mój zysk! Zacząłem tedy znowu jeść, ale teraz spokojniej, bardziej metodycznie, albowiem nie zagrażała mi już śmierć głodowa. Zwolna porozchodzili się ludzie ordynarni, ludzie, którym ciągle spieszno, ludzie, jadający jak zwierzęta, by głód nasycić. Pozostali sami uczciwi, w pewnym wieku, utalentowani, znający wartość rzeczy pięknych, dobrych i smacznych, dla których dobre danie „tyle znaczy co dobry uczynek.
Drzwi stały otworem, słońce miało występ wolny. Pod stołem krążyło troje czarnych kurczął,