W tej chwili zjawił się pomocnik notarjusza z wieścią, że umiera pewien jego klient i chce zrobić testament. Poszedł, ale przedtem jeszcze udelektował nas facecyjką, która, jak uważałem, długo mu wisiała na końcu języka, tak że uczynił gest zniecierpliwienia, gdym go uprzedził, wtykając swe opowiadanie. Facecyjka, przyznaję, była wyśmienita, to też uśmialiśmy się wszyscy.
Niema, jak Delavau, gdy idzie o tłuste bajeczki.
∗
∗ ∗ |
Wypocząwszy tedy po wrażeniach dnia, opłukawszy się należycie od gardła aż po pięty, wyszliśmy razem. Było około piątej. Ach, jakiż obfity plon zebrałem w ciągu tych krótkich trzech godzin. Oprócz dwu obiadów i wesołych wspomnień posiadłem jeszcze zamówienie notarjusza na dwa wielkie, zamczyste kufry. Udaliśmy się do aptekarza Rathery, gdzie nas poczęstowano biszkoptami z galaretą porzeczkową. Tam JDelavau skończył opowiadać swą facecyjkę i towarzyszył nam spory kawał drogi, aż do Mirandoli, by usłyszyć inną, którą ktoś z towarzystwa nas uraczył.
Nareszcie rozstaliśmy się na dobre, wywnętrzywszy się przedtem jeszcze pod jakimś murem