Grzeczność wymagała, by mu towarzyszyć aż do mieszkania. Zawsze przyjemniej gdy człowiek nie jest sam. Przyznaję, że przyłączyłem się do konduktu także w tym celu, by słuchać opowiadania wdowy, która, wedle zwyczaju, szła, ciężko wzdychając, tuż za księdzem, opowiadając szczegółowo o chorobie zmarłego, lekarstwach jakie zażywał, o jego ostatnich chwilach, jego cnotach, uczuciach, budowie ciała, a wreszcie o całem życiu nieboszczyka i jego wiernej połowicy. Szliśmy pełni zainteresowania coraz liczniejszą gromadą, gdyż nie mogę pominąć faktu, iż co chwila napotykaliśmy znanych ludzi, posiadających serca współczujące i uszy chętne posłyszenia opowieści.
Nareszcie dostawiliśmy zmarłego miejsca przeznaczenia, do oberży smacznego snu. Postawiono trumnę na brzegu wielkiej, czarnej dziury, a że biedak nie ma prawa do własnej, drewnianej koszuli (to nic, spać można i nago), przeto podniósłszy sukno i wieko, wysypano zawartość skrzyni do dołu.
Rzuciwszy nieborakowi grudkę ziemi i uczyniwszy nabożnie znak krzyża, by odegnać przykre sny, oddaliłem się mocno zadowolony. Wszakże tyle widziałem, brałem udział w radości i smutku... mój plecak był dzisiaj pełny po brzegi.
Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/131
Ta strona została przepisana.