Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/134

Ta strona została przepisana.

śmiał się sam, czułem, jak brzuch mój trzęsie się i kręci. Więc wybuchnąłem śmiechem, a im bardziej się śmiałem, tem ona głośniej wrzeszczała, a im bardziej się rzucała, tem głośniej śmiałem się ja.
Nakoniec w ostatniej pasji zatrzasnęła okno, drzwi i jak opętana wybiegła z domu, by mnie pochwycić. Ale musiała dostać się na drugi brzeg. Znajdowaliśmy się właśnie pomiędzy dwoma, dość oddalonemi mostami, leżącemi na prawo i lewo. Moja megera skoczyła ku mostowi po prawej stronie, a ja, widząc że pędzi w tę stronę pobiegłem w lewo i, sadząc wielkie susy, przybyłem do domu przez wielki most, na końcu którego, niby czapla, tkwił od samego rana Gadin sam jeden, opuszczony przez towarzyszy.
Znalazłem się w mieszkaniu. Była już noc. Jakże też u licha szybko mija dzień? Nie narzekam nigdy, że czas straciłem jak ten nicpoń rzymski Tytus, który ciągle stękał. Nic nigdy nie tracę, z każdego dnia jestem zadowolony. Tylko zamiast jednego, potrzeba mi koniecznie dwu dni. Czuję, że mnie ktoś okrada na czasie. Ile razy zacznę pić... oho... już szklanka pusta! Ktoś ją wydoił! Znam takich, którzy cmoktają swe wino bez końca... A może dostali większe szklanki? Do kroćset, to byłaby niesprawiedliwość