Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/14

Ta strona została przepisana.

— Dziadziu, zważ proszę, że miałeś dość czasu na gadanie, dajże mi się teraz wyjęzyczyć. Każdy winien mieć swą kolej!
Odparli:
— Słuchaj smarkaczu! Powiesz swoje gdy ja skończę. Zresztą wiedz, że bajanie twe mojego nie warto. Siadaj, i słuchaj, nie tracąc jednego słowa... Chłopcze drogi, uczyń to dla twego dziadzi. Przekonasz się, gdy znajdziesz się na naszem miejscu... Wierzaj, najgorszym w śmierci jest przymus milczenia.
Cóż było robić? Musiałem ustąpić i pisać pod dyktandem.
Nareszcie skończyłem i odzyskałem swobodę — (tak mi się przynajmniej wydaje). Podejmę tedy wątek myśli własnych, oile któryś z mych starych gadułów nie nabierze ochoty wychylenia się z grobu, by mi dyktować listy do potomności skierowane.
Nie mam śmiałości przypuszczać, by mój Colas zainteresował do tego stopnia czytelników co samego autora. Niechże przynajmniej przyjmą tę książkę taką jaką jest, z całą tchnącą z niej szczerością, prostotą, bez pretensji ulepszania świata, ni wyjaśniania go, wolną od polityki, metafizyki, książkę „w dobrym francuskim guście“, która śmieje się życiu w twarz, bowiem uważa je za dobre, a zdrowie posiada jak należy. Krótko i węzłowato, jak powiada dziewica Joanna 4wezwać wszak należy jej imienia poczynając rzec zgoła galicką) „przyjmijcież to miłościwie...“

Romain Rolland.